GEJE24 - Geje online

Przygoda na obozie sportowym.

2022-06-20 12:28
Historia kołem się toczy. Kiedyś jako zawodnik, dzisiaj jako opiekun i trener na obozie sportowym. Wspomnienie Robaczka.
Przygoda na obozie sportowym.

Halina wpadła do mnie na przerwie.

- Paweł! Jak się nie zgodzisz, to się chyba zabiję! Pojedziesz ze mną i z moimi orłami na trzy dni do...

Uczyłem pierwszy rok, miałem chłopaków od pierwszej do maturalnej, szybko złapałem z nimi kontakt, ale z III „c”? Mimo to zgodziłem się. Jak żywi stanęli mi przed oczami Flizia i Robaczek.

Znałem te miejsca na pamięć. Romkowi rzuciłem, że od tego jest przejście dla pieszych, żeby przez łańcuchy nie skakał, bo sobie jajeczka poobija i będą dziewczynki płakały, Tomka, dla podniesienia kondycji, nie za wulgaryzmy, puściłem trzy razy wokół pomnika...

Teraz Halina trzymała listę pokojów: cztery osoby proszę, kto? Następne trzy...

Oparty o ścianę, zarzucony wspomnieniem, widziałem siebie sprzed lat, stojącego jak ta sierotka ze zwieszoną głową; i patrzyłem na Sławka, który obojętnie stał obok. To dziwny chłopak. Niewysoki, szczupły, o ładnych młodzieńczych rysach. I zawsze sam, na uboczu. Dostał kopa w życiorys, jak mówił; powtarza klasę. Do nas przyszedł we wrześniu, tam już nie chciał, tępili... Czułem, że wypadnie mi być razem z nim. I miałem rację.

- Cieszę się, że właśnie z panem – powiedział na wstępie. – Pana wszyscy lubią.

- Słodzisz – odrzekłem i jakbym cytował Robaczka, dodałem: – Ty, zdaje się, nie masz wielu kolegów?

Potwierdził, bo z nimi nie ma o czym gadać, chyba że o dupach – zakończył i zaraz przeprosił za słowo.

Roześmiałem się.

- Prawo wieku – powiedziałem. – Mogą sobie pomarzyć, dopóki nie spróbują. A ty spróbowałeś? – spytałem łobuzersko.

- Mogę nie odpowiadać? – wyraźnie się zmieszał.

- Jasne, przepraszam.

- Pewnie kiedyś panu powiem. Pan wie, że skończyłem dziewiętnastkę?

Nie wiedziałem... No tak; trzecia licealna plus rok do tyłu...

Sami rozścielaliśmy swoje tapczany. Patrzyłem na jego zwykłe sztruksowe spodnie, ciasno opinające jego tyłek i umięśnione uda, na ekstra wydatne kształty w rozporku, które na każdych zajęciach mnie intrygowały; oraz na wysłużoną spraną koszulkę bez rękawów. Pomyślałem, że chyba mu się w domu nie przelewa.

Pierwszy poszedł do łazienki; w spodniach, w koszulce. A ja, pełny wspomnień Robaczka, żałowałem, że nie mam lusterka... Minęło może pięć minut. Siedziałem przy stoliku nad mapą i przewodnikiem, gdy wszedł; bez spodni, bez koszulki, które trzymał przewieszone przez ramię, osłonięty tylko ręcznikiem opasanym na biodrach, który tym bardziej uwydatniał jego okazałą męskość.

- Studiuje pan jutrzejszą trasę? – spytał.

Skinąłem głową i dodałem, że właśnie skończyłem. Rozebrałem się. Jakim spojrzeniem obleciał mój tors, ramiona, uda, jakiego mi żurawia zapuścił na slipy!

- Mam nadzieję, że cię nie będę krępował? – rzekłem swobodnie.

- Nie, na pewno. Mam pięciu braci – roześmiał się. – I nie mam piżamy. Z bratem śpię tylko w slipach.

- Z bratem? – powtórzyłem, uważnie śledząc jego wzrok.

- Ośmioro luda w domu, to jak by pan to pomieścił? Dzielę kojo z bratem.

Zrozumiałem.

- Z tą piżamą, jak chcesz wiedzieć, to ja najchętniej śpię nago – odpowiedziałem z nutą przekory.

- O rety – wesoło podrapał się za uchem. – My w domu prawie też, bo wie pan, w nocy czy rano, w majtkach czy bez, to jeden tak czuje drugiego... Ale wiadomo, że to brat, to się go przytuli albo odsunie, gdyby za bardzo.

- I potrzyma... – dodałem z przymrużeniem oka.

- I potrzyma – roześmiał się. – Po co mam kłamać, i tak by pan nie uwierzył. Teraz, wie pan, Piotrek ma siedemnaście, Paweł szesnaście. Im się jeszcze zdarza, że jeden drugiemu poplami majtki. Ja z Wojtkiem już nie. A Maciek i Michał to się trzymają, jak najbardziej, ale za szyję. Bliźniacy, siedem lat mają.

- Zazdroszczę wam – powiedziałem, słuchając, z jakim uczuciem to mówi i pochylony nad umywalką patrzyłem w jego odbicie w lustrze. Ręcznik odsłaniał mu część pośladka; uff, na takiej dupie z rozkoszą bym sobie poleżał! – Ja nie mam brata – dodałem szybko. – Siostry też nie.

- Sam? Jedynak?

Potwierdziłem.

- A przyjaciele, koledzy?

- Niewielu – prychnąłem ponad strumieniem wody; czy on także brał lekcje u Robaczka?

- Ja też – przyznał. – Ale ja unikam, nie chcę – to mówiąc dłonią przez ręcznik przyprasował sobie kutasa i jaja. Myślał, że nie widzę, to nie był kąt jego wzroku, ale ja widziałem. I to, jak gapił się w moją dupę. – Ale jak już zawieram znajomość, wie pan – dodał ciszej – to wtedy, gdy mi się ten ktoś podoba... Pan mi się podoba. Jest pan taki… męski.

Odwróciłem się gwałtownie. Serce mi uderzyło aż w krtani.

- I z panem bym... nie jak z bratem...

Powoli wymawiał te słowa, patrząc mi w oczy. Odwinął ręcznik z bioder, odrzucił go obojętnie... Gdy zobaczyłem, zrobiło mi się gorąco. Wielu mocnych kolesiów miałem w łóżku, ale jemu nie dorównywał żaden! Co on...? Dlaczego...? Milczałem zaskoczony.

- Nie ujawniłbym się, gdybym nie wiedział, że pan... Widziałem pan w „Sport-Cafee”. Próbowałem podejść, ale mnie ubiegł taki wysoki blondyn.

Zrobiło mi się miękko i słabo. Miasto set tysięcy ludzi, pubów w jasną cholerę i trochę, a on… Tak, w jasną cholerę i trochę, ale – taki pub! – jest tylko jeden… Tak, pamiętam. Niedawno. To był Marcin, gorący chłopak, rżnęliśmy się pół nocy. Więc Sławek naprawdę mnie tam widział!

- Z panem by każdy gej... tylko czy pan – …i odważnie przeszedł na ty… – czy ty będziesz chciał... ze mną – mówił urywanie, obserwując mój wyraz twarzy, podczas gdy ja wycierałem z czoła gęste krople potu, z dreszczem niepokoju patrząc na jego wielkiego tłustego ogiera, wciąż jeszcze wiszącego. Jak on takim... gdy mu stanie?

Jakby odgadywał moje myśli. Na wyciągniętej dłoni podał mi prezerwatywę...

On – podaje mi gumę? Czy dobrze rozumiem ten gest? Bo znaczy on ni mniej ni więcej, tylko… ty bądź aktywny! Przyjąłem ją. Pochyliłem się do jego młodzieńczej buźki, pocałowałem go w usta. Odpowiedział mi głębokim pocałunkiem z oddechem przez oddech drugiego. Nie nowicjusz, świetnie oddaje pocałunki. Teraz przytulił twarz do mojego podbrzusza i powoli opuszczał mi slipy. Co tylko odsłonił, brał w posiadanie ust, aż daleko za udo, za kolano. Teraz dopiero jądra, teraz dopiero penisa. Tak; nie wątpiłem. On na pewno jest... Byłem w mocy jego dłoni, ust, języka. Obciągał samymi wargami i już za moment poczułem żołądź w jego przełyku; jeszcze głębiej, wchłonął całego, a jak przy tym pieści jądra! Żebym się tylko zaraz nie spuścił!

- Chodźmy… – i lekkim gestem wtrąciłem go w pościel.

Piękne uda, piękne ciało, wspaniała głęboka dupa, dobrze wyrobiona. Leżałem na nim pokonany własną rozkoszą, a jeszcze czułem, jak mnie wspomaga wewnętrznym falowaniem. Wspaniały chłopak, doskonały! – myślałem mieszając mu jaja i zmazując resztki spermy z jego wielkiego gnata. Paliła mnie przemożna ciekawość! Ile to ciało ma? Dwadzieścia pięć? Więcej? Ale nie spytam…

- Zawsze jesteś pasywny? – rzekłem zamiast tego, oburącz unosząc tę jego masę ciała do ust i objeżdżając językiem wielką purpurową żołądź.

- Nie zawsze. Wymieniam się, jak ktoś chce… Chcesz…?

Zawahałem się. Poczułem lęk. Przypomniał mi się tamten ból. Lecz gdy uświadomiłem sobie, że jest on związany z Robaczkiem, nie ze Sławkiem...

Gwiazdy w oczach… Paraliż czucia… Ból… który powoli, stopniowo oddalał się, zanikał… I tarcie, z pełnym poślizgiem, ale pełne, przepełniające… I huk eksplozji, jego i mojej...

Rano w szampańskim nastroju maszerowałem przez miasto, otoczony zgrają dziewczyn i chłopaków, wśród których był oczywiście Sławek, który mrugnął do mnie znacząco, że zapas gumek i żelu uzupełniony; właśnie przed chwilą minęliśmy aptekę. Dziewczyny rżały jak młode klacze, chłopcy prześcigali się w nie-świńskich żarcikach i uszczypliwościach; a z tyłu Halina ledwie za nami nadążała. Niecierpliwie czekałem wieczora i nocy, by dopaść Sławka, skręcić mu wora, zdrutować pałę i powoli wchodzić w jego dupę... Sławek – wystarczy tylko wsadzić i dobrze się ułożyć, a on już sam resztę robi i to tak, że jaja pękają. A potem zmiana. On w arcymistrzowski sposób swoją hetmańską buławą rozwala ci dupę, z kosmicznym przyspieszeniem rozrywa cię na kawałki, które po wszystkim, gdy w niepojętym zdziwieniu stwierdzasz, że jednak żyjesz, ledwie do kupy składasz. A on ci jeszcze wymyślną pieszczotą dupę łagodzi i z małym tak pracuje, że lejesz drugi raz, a jak już lałeś dwa…

W autokarze gwar, piski, śmiechy. Graliśmy w fanty. Przegrałem, musiałem zza paska pokazać, jaki kolor mają moje slipy i pocałować dziewczynę; wybrałem najspokojniejszą, Ankę. Z języczkiem, niech ma... Była purpurowa; a jaka szczęśliwa!

Wysiadali pod szkołą z wrzaskiem, radośni, że tak udanej wycieczki jeszcze nie było. Uśmiechnąłem się. Byłem tego samego zdania.

Gdy się wszyscy rozeszli, zmarkotniałem. Wtedy zza węgła wychyliła się rozczochrana czupryna Sławka... Gwizd na palcach; taryfa.

- Jedziemy do ciebie?

- Jedziemy!

Dodaj komentarz

Dodaj
Ten wpis nie posiada komentarzy. Ale Ty możesz to zmienić ;)
© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl